12 odpowiedzi
To jest efekt kolejnych norm narzucanych na producentów przez Unię Europejską. To właśnie UE położyła motoryzację na naszym kontynencie i prawdopodobnie możemy zapomnieć o dużych silnikach wolnossących, które charakteryzowały się znacznie mniejszą awaryjnością od tych montowanych dzisiaj. No bo niech ktoś mi powie, że Passat z silnikiem 1,4 TSI, który pracuje cały czas na b. wysokim obciążeniu wytrzyma więcej od 2,0 l w benzynie? Odpowiedź jest oczywisty, dlatego ja swoje auta sprowadzam ze Stanów Zjednoczonych, bo w sprzedaży nie ma już w miarę nowych aut, które by się nie psuły.
Trochę za bardzo generalizujesz moim zdaniem. Wiesz, są producenci, którzy całkiem dobrze sobie radzą i ich silniki wytrzymują znacznie więcej niż konkurencji. Nie chcę palcem wskazywać na konkretne modele, ale Toyota i Honda nadal produkują naprawdę niezawodne samochody, które po kolejnych liftingach są w zasadzie samochodami nie do zajechania. Szkoda tylko, że w Europie nikt tego nie rozumie, że schodzenie z pojemnościami do granic możliwości to wyższe koszty eksploatacyjne dla nas, właścicieli i kierowców. Niestety trend jest bardzo negatywny.
Właśnie z tego względu ja inwestuję kasę w starsze auta i remontuję je tak długo, jak to tylko opłacalne. Ostatnio kupiłem BMW E38 i chociaż wiele osób mnie odciągało od tej decyzji, że będę miał nie wiadomo jakie wydatki, to auto naprawdę świetnie się spisuje i jest równie luksusowe jak nowoczesne auta z salonu. Kwestia tylko tego, kto co lubi. Ja tam wolę wydać kilka tys. w generalny remont niż mówić, że jeżdżę nowym samochodem z salonu, a udawać jaki to on jest bezwypadkowy. Dobre auta skończyły się w latach 90.
Zdecydowałem już, że kolejnym moim autem będzie jakieś auto sprowadzone z USA z rozsądną, wolnossącą i prostą w budowie jednostką napędową. Niestety, ale sytuacja wygląda w ten sposób, że żeby w polskim salonie kupić do auta klasy średniej silnik 2-litrowy benzynowy wolnossący to nie ma żadnych szans. Wszystko w trubo, czyli silniki przeciążone, wyżyłowane, które rozpadają się w oka mgnieniu. Szkoda, że Unia Europejska tak bardzo naciska na producentów, bo to jak bardzo awaryjne są nowe auta będzie determinowało poziom sprzedaży. Mnie europejscy producenci skutecznie już zniechęcili.
Nie ma dzisiaj dobrych i bezawaryjnych samochodów. Generalnie jeszcze w miarę konkretne auta produkuje Opel. Sam jestem właścicielem Astry II generacji i muszę powiedzieć, że jestem naprawdę bardzo zadowolony, ale nie wiem czy IV generacja jest już tak wytrzymała, jak moja. Astrę mam 8 lat w sumie i nic w niej nie robiłem poza częściami eksploatacyjnymi. Zawieszenie jest niezniszczalne, silnik bardzo dobrze się trzyma i nawet instalacja LPG mu w niczym nie przeszkadza. Kolega ma Fabię I generacji sprzed liftingu i bardzo narzeka, głównie na zawieszenie, które jest mało komfortowe i bardzo hałaśliwe.
To, że Fabia I miała problem z zawieszeniem to żadna tajemnica. Jak kolega kupował Fabię to nie interesował się co o tym aucie piszą w sieci? Generalnie kiepska konstrukcja, którego zawieszenie nie dość, że bardzo hałaśliwe, to po prostu rozpadało się na polskich drogach. Poza tym ten model miał znacznie więcej typowych usterek, a w tym m.in. ukręcający się kabel od tylnej wycieraczki, gnijące okablowanie elektroniki, cieknące uszczelki od drzwi i kilka innych jeszcze. To było rzeczywiście dość przeciętne auto o sporej awaryjności.
No Skoda Fabia I generacji, o której wspominacie to było naprawdę awaryjne auto. Miałem je przez 5 lat i nikomu nie polecam. Niby tanie, cieszy się dużą popularnością na rynku wtórnym, ale też bardzo awaryjne i chyba przeciętne pod względem poziomu spalania. Moja Fabia była z 2001r., czyli jeszcze sprzed liftingu i generalnie problemów z końcówkami wahaczy, stabilizatorem, odbojnikami amortyzatora nie było końców. Samochód sprzedałem i zdecydowałem się na zakup Opla Astry II z 2006 r. i moje problemy wreszcie się skończyły. Szkoda, bo na Fabię zostałem namówiony przez znajomego, który zachwalał jak bardzo niezawodne i tanie w eksploatacji jest to auto.
Widzę, że nie tylko ja jeden miałem problem z tym autem. Moja Fabia może nie miała jakichś poważnych problemów z zawieszeniem, to jednak z tyłu ciągle coś pukało mimo że wymieniłem wszystkie części wskazane przez mechanika. Poza tym Fabia całkiem sporo paliła, no ale to zasługa sporego silnika benzynowego 2,0 MPI, który nie był popularny na polskim rynku (samochód sprowadziłem do kraju z Niemiec). U mnie problemem okazały się jednak cieknące uszczelki, co doprowadzało mnie do pasji. Samochód był cały czas zawilgocony, bo woda ściekała z uszczelek na wykładzinę i tam tworzyła się pleśń. Ostatecznie zrobił mi to znajomy, no ale takie wady nie powinny być dopuszczalne w samochodzie, za który w salonie ktoś płacił te 40,000 złotych.
Też miałem Fabię i powiem wam, że wcale na nią aż tak bardzo nie narzekałem. Może to nie był też samochód moich marzeń, ale umówmy się - za auto dałem jakieś 15 tys. złotych, więc nie ma też nie wiadomo czego oczekiwać. Dziwię się, że tak trujecie na Fabię. Trzeba było wydać 40 tys. i kupić sobie jakieś BMW to pewnie lepiej byście na tym wyszli. Generalnie tak to jest jak człowieka nie stać na utrzymanie samochodu, a potem płacze, że to i tamto trzeba naprawić. Trudno spodziewać się, że 10-letnie auto będzie całkowicie bezawaryjne, prawda? Pozdrawiam.
Widzę, że otworzyliście temat, w którym mieliśmy dyskutować na temat popularnego wśród europejskich producentów downsizingu, ale zeszło na temat Skody Fabii, więc i ja dorzucę tutaj swoje trzy grosze. Nie jest to samochód bez wad, zresztą jak wszystkie, ale nie uważam też, żeby była to jakaś totalna porażka. Zrobiłem tym samochodem około 340 tys. kilometrów i to większość na gazie, bo instalację LPG założyłem chyba jak auto miało 80, no może 90 tys. kilometrów. Nigdy nie sprawiała większych problemów, a naprawdę dużo nią jeździłem. Te usterki typu ukręcająca się linka od spryskiwacza, albo cieknące uszczelki to w zasadzie żaden problem. 10 minut roboty i gotowe. Wam też to polecam, tj. zamiast siedzieć tutaj na forum, weźcie się do roboty i wyeliminujcie te drobne usterki, to zobaczycie, że w tym samochodzie poza zawieszeniem w zasadzie nic nie trzeba robić.
Miałem to auto w firmie i w sumie też specjalnie nie mogę na nie narzekać. Owszem z uszczelkami trzeba było regularnie jeździć do ASO, ale poza tym nie znam żadnych uciążliwych usterek, które regularnie pojawiałyby się w tym aucie. Poza tym w swojej klasie Fabia I nie miała żadnego godnego konkurenta, bo VW Polo był znacznie droższy, a pod względem budowy i technologii nie miał nic lepszego do zaoferowania. Poza tym Fabia mogła pochwalić się naprawdę solidną czeską jednostką napędową 1,4 MPI 8V, która została potem zastąpiona niemieckim 1,4 MPI 16V. Może nie zrobiłem tym autem zbyt wielu kilometrów, ale mój egzemplarz poszedł do kolegi, który do dzisiaj nią jeździ. Auto ma 15 lat i w sumie spisuje się lepiej niż mój 4-letni VW Passat jakim muszę co 2 miesiące odwiedzać warsztat.
Ja pozwolę sobie wrócić do tematu dowsizingu silników. Prawda jest taka, że to zasługa UE, a nie samych producentów jako takich. Oczywiście ci ostatni mogliby się postawić, tylko pytanie jak długo. Niestety, ale efekt jest dzisiaj taki, że Passat B5 kupiony z jakimś kosmicznym przebiegiem i jednostką 1,9 TDI jest w stanie zrobić kilkukrotnie więcej kilometrów od nowego Passata B7 (nie wiem, jak z B8, bo nie mam doświadczenia) z jednostką 2,0 TDI i automatyczną skrzynią DGS. Pozdrawiam.
Twoja odpowiedź